sobota, 2 stycznia 2010

Nowy rok czas zacząć...

Czuję frustrację. Moim noworocznym postanowieniem jest po prostu być przez ten rok szczęśliwą - w tym mieści się bardzo wiele rzeczy, ale mnie bardziej chodzi o to, by postarać się nie marudzić, widzieć lepsze strony życia i starać się cieszyć tym, co mam i co mi los przynosi. Nie będzie to łatwe, ponieważ jestem z natury osobą o pesymistycznym nastawieniu do świata (chociaż chyba umiem to dobrze maskować, bo wielu moich znajomych uważa mnie za osobę roześmianą cały czas i pogodną:) gdyby wiedzieli, co się czasem w mojej głowie roi....). Są dni, kiedy wpadam w czarną rozpacz, mam poczucie, że nic mnie już dobrego w życiu nie spotka. No i czuję teraz frustrację, bo dopiero drugi dzień nowego roku, a ja już zaczynam się poddawać!

Dzisiaj chyba dopiero zaczął się mój urlop - przynajmniej takie mam wrażenie. Święta - czas przygotowań, sprzątania, wizyt rodzinnych... trudno to nazwać odpoczynkiem. Dni przelatują przez palce, a miałam tyle planów, tyle rzeczy do zrobienia! Do pracy wracam dopiero 7 stycznia, ale już się tym denerwuję. Czy można być bardziej walniętym?? Mam jeszcze cztery dni odpoczynku przed sobą, a już czuję supeł na żołądku.

Na szczęście pogoda jest wspaniale zimowa, sypnęło śniegiem i cały świat jest puchaty i biały. Dlatego jedyną dobrą opcją był spacer po lesie z psem i z A. Taką zimę lubię - śniegową i trochę mroźną, kiedy wszystko jest wyciszone, powietrze chłodne... Mam nadzieję, że jutro uda się powtórzyć spacer.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz